Marian
Wyobraźmy sobie pijaczka Mariana, niech na nasze potrzeby będzie z deczka śmierdzący, paplający coś do nas o sensie życia z rozpiętym rozporkiem, aby nas obdarzyć łaską podarowania mu kilku klepaków. Zapewne nie będzie to trudne, bo każdy miał takie czy inne doświadczenia w swoim doczesnym życiu.
Jakie odczucia budzi w nas taka sytuacja? Lęk? Strach? Wstręt? Politowanie? Sympatię? Zresztą nie będzie to miało tutaj najmniejszego znaczenia, gdyż my pójdziemy kapkę dalej i wyobrazimy sobie, że nasz sympatyczny pijaczynka, chwytając się desperacko szansy na kolejnego jabola, zaczął nam wyjaśniać, jakie to bezsensowne nasze studiowanie jest (załóżmy, że jesteśmy kandydatem na magistra). Wyjaśnia nam, jakie to całki są bezużyteczne bo ani to w sklepie tego nie można użyć, anie to ciepłe nie jest, a tak w ogóle to jego kumpel z ławki mówił, że na oko da się określić to co trzeba i to bez męczenia się. Nie należy zapominać, że ta cudowna metoda liczenia na oko może stać się nasza za jedyne 2zł. Czy ktokolwiek podjąłby dyskusję z nadzieją na przekonanie naszego milutkiego rozmówcy co do wartości najnowszych metod obliczeniowych z powyższego tematu? Wątpliwość w sukces takiej misji polega na tym, że doskonale wiemy, iż żeby zrozumieć to co mamy do powiedzenia Marian musi najpierw ukończyć podstawówkę (niestety picie na umór nie wzmacnia pamięci), później przebić się przez (gimnazjum i) liceum i to w miarę sprawnie, aby móc myśleć o doktoryzowaniu się z całek. Wszystko to sprawia, że widzimy taką osobie jako ni mniej ni więcej a kompletnego idiotę.
Oczywiście nie każdy musi wiedzieć co to całka, jednak mało kto nie może przypomnieć sobie sytuacji, gdy był pouczany przez kogoś kto wiedział 'naj-lepiej' (ach ta chęć mordu...).
W rzeczywistości istnieje wiele 'ale' do tego stopnia, że nie możemy zawsze być pewni swojej racji, ale o tym innym razem ^_^.
Do czego zmierzam?